Według większości tegorocznych maturzystów arkusz z matematyki okazał się stosunkowo nietrudny. Zadania były schematyczne i przewidywalne – kto przerabiał zeszłoroczne arkusze, nie powinien się dziś zaskoczyć. Nowością mogły być jedynie zagadnienia, których przez ostatnie lata nie było na maturze np.: bryły obrotowe i ciągi rekurencyjne. Poziom arkusza był podobny do poziomu z poprzednich lat.
Zadaniami, które mogły zaskoczyć było mniej typowe zadanie z budżetem i optymalizacja z prostopadłościanem.
Średnie wyniki na poziomie podstawowym zwykle oscylują między 50 a 60 % i w tym roku zapewne będzie podobnie. Warto jednak pamiętać, że dla wielu maturzystów kluczowe jest nie zdobycie 100 %, ale uzyskanie progu 30%. Z mojego punktu widzenia ważniejszy od samej średniej jest odsetek zdających – matematyka wciąż bywa najczęściej niezdawanym przedmiotem. Dlatego trzymam kciuki, by zdawalność przekroczyła 90 % (w latach 2019–2024 w I terminie nie zdało od 11 do 21 % przystępujących).
Moim zdaniem matura z matematyki powinna pozostać obowiązkowym egzaminem, jednak bardzo bym chciała, aby jej formuła uległa odświeżeniu. Dziś często budzi ona niechęć, bo maturzyści nie dostrzegają praktycznego sensu tego, czego się uczą – i trudno im się dziwić.
Wyobraźmy sobie, że zamiast zagadnień z trygonometrii, optymalizacji czy ciągów, na poziomie podstawowym pojawiałyby się zadania odnoszące się do realnych, codziennych wyzwań każdego dorosłego. Obliczanie podatków i promocji w sklepie, porównywanie opłacalności lokat i kredytów, analiza danych statystycznych czy praktyczne wyliczenia w trakcie remontu – to umiejętności, które przydałyby się zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym.
Chciałabym też, by matura z matematyki kładła większy nacisk na logiczne myślenie i wyciąganie wniosków – tak jak ma to miejsce na egzaminie ósmoklasisty. Dzięki temu uczniowie nie tylko wykazywaliby się znajomością wzorów, lecz przede wszystkim potrafili zastosować je w nowych, zaskakujących sytuacjach.
Wierzę, że w takiej odsłonie matura z matematyki przestałaby odstraszać, a stałaby się dla młodych ludzi prawdziwym sprawdzianem kompetencji przydatnych w dorosłym życiu – egzaminem trafiającym w potrzeby i aspiracje kolejnego pokolenia.